sobota, 16 listopada 2013

Rozdział II

Był wczesny ranek. Liliana szła w dobrze sobie znanym kierunku, co chwilę skręcając w jakieś dzielnice, to znowu idąc prosto. Na szczęście znała drogę na pamięć, więc nogi same ją prowadziły. Od wczoraj nie potrafiła się skupić na czymś konkretnym, bo jej myśli wciąż uciekały do dziwnego spotkania, które obudziło wspomnienia. Były zamglone, ale lepsze takie, niż żadne. Pamiętała wesołe głosy, widziała twarze, których nie znała oraz jakieś niebieskie światło. Wszystko to tworzyło mętlik w głowie, którego tak bardzo nie chciała. W dodatku miała wrażenie, że jest obserwowana. Takie nieprzyjemne uczucie, które odbijało się echem po całym jej ciele, rozkazując czujność i ostrożność.
- Wariuję - mruknęła do siebie, kiedy przekraczała próg szpitala. Musiała iść na praktyki, a obiecała się nie spóźnić. Zawsze dotrzymuje słowa.

~*~

- Naprawdę sądzisz, że obserwowanie jej coś ci da? - zapytał czarny kot idąc u boku swojego przyjaciela z pełną gracją. Stawiał łapy z niezwykłą płynnością i lekkością, jakby szedł po czymś miękkim.
- Muszę ją nakłonić do swoich racji. Przecież wiesz, że wtedy jej szukali - odpowiedział blondyn zatrzymując się na chwilę. Dobrze pamiętał chwilę, w której Liliana zniknęła z ich świata. Została porwana i później zupełnie jakby się rozpłynęła. Nie było po niej najmniejszego śladu.
- Uspokój się - rzekł kot widząc jak zaciska pięści. Dobrze wiedział, że Haru brał na siebie pełną odpowiedzialność za zniknięcie tej dziewczyny. Myślał, że był zbyt słaby, aby ją obronić i dlatego została zabrana. - Nic nie mogłeś zrobić - dodał.
Haru nic nie powiedział. Wiedział, że Banzai próbuje go pocieszyć, a wcale tego nie chciał. Już dawno pogodził się ze swoją winą i teraz próbował ją odpokutować. Znalezienie Liliany i odprowadzenie jej do szkoły było jego obowiązkiem, który próbował wypełnić od dziesięciu lat. Ten świat był duży i odnalezienie kogokolwiek graniczyło z cudem. Dodatkowo jej energia się zmieniła, więc musieli długo szukać, ale teraz był po prostu pewien, że to ta właściwa dziewczyna. Może ona go zapomniała, ale on nie potrafił.
- Ale Keiko to się zdenerwuje jak wrócisz - powiedział Banzai znudzonym głosem, tak bardzo dla siebie normalnym. Haru do tej pory nie mógł zrozumieć, że czyjś charakter aż tak bardzo może się różnić od znaczenia imienia. Ten kot zdecydowanie był przeciwieństwem radości. Jednak dzięki temu potrafił sprowadzić nawet największego marzyciela na ziemię, przypominając mu o tym, co jest w danym momencie najważniejsze. Przynajmniej takie uczucie ciągle towarzyszyło Haru, który dobrze się o tym przekonał. Mimo wszystko nie potrafił się teraz martwić niczym innym, jak tym, że Lilianie znów groziło niebezpieczeństwo. Czy nie wycierpiała już w swoim życiu wystarczająco?
- Trzeba ją jeszcze dzisiaj sprowadzić do Auderei. Skoro my ją wyczuliśmy, jemu zapewne też się to udało - Banzai trafnie odgadł myśli młodego mężczyzny. Skoro oni potrafili wyczuć Lilianę po tym, jak jej energia zrobiła się wyczuwalna mógł to zrobić każdy, który choć trochę się na tym znał. Czarny kot był ekspertem w tej dziedzinie, ale nawet on nie potrafiłby dotrzeć do niej, gdyby jej energia nie została uwolniona. Wciąż dręczyło go jedno pytanie: dlaczego? Jak to się stało, że po tylu latach pobytu w tym świecie dopiero teraz mogli ją wyczuć? Dlaczego, pomimo wymazania pamięci, była w stanie to zrobić? Dlaczego to wszystko miało miejsce?
- Coś się stało? - zapytał Haru patrząc na futrzaka. Ten otrząsnął się i zrozumiał, że widocznie musiał pogrążyć się we własnych rozmyślaniach, przez co nie odpowiadał na pytania.
- Nie, nic. Zupełnie nic.

~*~

Matt czekał w samochodzie, który był zaparkowany na parkingu przed szpitalem. Dzisiaj odbierał swoją siostrę z praktyk, żeby byli w stanie się wyrobić i zdążyć na czas. Ich wspólni przyjaciele organizowali u siebie imprezę, która miała być pożegnaniem wakacji. Nie, żeby któreś z nich miało w tym roku prawdziwe wakacje. Każdy chodził do pracy, na praktyki, czy usiłował załatwić sobie przynajmniej jakąś dorywczą robotę. Zawsze lepsze to, niż nic. 
Ta impreza miała być raczej symbolem, że tęsknią do dawnych dni, kiedy wakacje były długo wyczekiwane, przynosiły radość i wolność, a ich koniec zostawiał po sobie smutek i rozpacz, która utrzymywała się przez długi okres czasu. Uśmiechnął się pod nosem, stwierdzając, że jego przyjaciel wymyślił całkiem sensowny powód, żeby przekonać rodziców do urządzenia "małego spotkania z przyjaciółmi, w miłej atmosferze, aby powspominać dawne dni". Oczywiście, poczciwi staruszkowie nie domyślili się, że ich syn zamierza zorganizować pod ich dachem przyjęcie, na którym zjawi się blisko setka osób, a alkohol będzie tam najmniejszym problemem. Przyjacielskie grono miało się tam zebrać przed dziewiętnastą, aby dopracować szczegóły i ustalić pewne reguły, wśród których najważniejszą i zapewne jedyną będą słowa "nie zniszczcie mi domu". Zawsze tak jest.
- Czemu tak zacieszasz? - zapytała Liliana wsiadając do auta. Jej brat nie odpowiedział, bo dobrze wiedział, że dziewczyna sama może się tego domyślić. Oczywiście powód jego dobrego humoru był oczywisty, więc ciemnooka zachichotała.
- Głupie pytanie - powiedziała ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Włączyła radio i nucąc znaną sobie piosenkę postanowiła się trochę zdrzemnąć. Do posiadłości Harry'ego była dość długa droga, więc spokojnie się wyśpi, nadrabiając zaległości snu z nocy, gdy ciągle się budziła i nie miała najmniejszych szans na wyspanie. 

~*~

- Dobry - mruknęła Liliana przecierając oczy. Dopiero po chwili zorientowała się, że już zaczyna się ściemniać, a oni nadal są w drodze na imprezę. Ta droga kiedyś zdawała się krótsza...
- Co jest? - zapytała brata, który ze skupieniem prowadził pojazd po opustoszałej drodze, którą przyszło im teraz jechać. Żadnej żywej duszy, lekki wiatr.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział starając się zachować spokojny ton głosu. Jeszcze nigdy nie widział tej drogi na mapie, a nie przypominał sobie, żeby skręcał w jakąś boczną ulicę. Dziwne. To po prostu jakaś scena z taniego horroru, który kiedyś oglądał. Teraz wystarczy tylko, żeby przebili oponę, on wyjdzie z samochodu, a za nim pojawi się seryjny morderca, który na koniec okaże się wytworem jego wyobraźni.
Ale tam wszystko działo się w filmie, a to była rzeczywistość, w dodatku nie wyglądała wesoło, a już na pewno nie z ich punktu widzenia.
- Nie podoba mi się to - odezwała się Liliana rozglądając na lewo i prawo. Las po obu stronach, a jakże - klasyka. Gałęzie drzew kołysały się lekko na boki pod wpływem wiatru. Ciemność coraz szybciej zaczynała ich otaczać, a las stawał się coraz bardziej przerażający. Gdzieś na drzewie zauważyła małego ptaszka, który przyglądał się jej. Przywidzenia? Natychmiast odwróciła wzrok postanawiając patrzeć przed siebie, przynajmniej do momentu, w którym nie powrócą na główną drogę, gdzie ruch samochodów i widok ludzi przywróci jej spokój. 
- Hę? Co jest? - usłyszała swojego brata. Poczuła szarpnięcie, a chwilę później jakiś smród, który najwidoczniej miał swoje źródło pod maską samochodu. Liliana odpięła pasy i wysiadła na zewnątrz, niemalże od razu żałując swojej decyzji. Poczuła chłód na swojej twarzy, a ptak którego widziała kilkaset metrów wcześniej siedział sobie spokojnie na dachu. 
- Matt, możesz po kogoś zadzwonić? -zwróciła się do brata z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Mężczyzna uśmiechnął się widząc jej minę, ale natychmiast sam przeraził się nie na żarty, gdy zobaczył, że nie ma zasięgu. Ani jednej kreski, żadnej nadziei. 
Biorąc głęboki wdech podniósł maskę samochodu. Zdziwił się, kiedy zauważył, że nic się tam nie zepsuło, a smród zupełnie zniknął.
- Sprawdź, czy da radę odpalić - odezwał się do Liliany, która z uwagą przyglądała się jakiemuś punktowi, gdzieś daleko w lesie. Drgnęła na dźwięk jego głosu i wykonała jego polecenie. Z szybciej bijącym sercem przekręciła kluczyk w stacyjce, a silnik wydał odgłos, który przyniósł ulgę. Odpalił.
- Wynośmy się - powiedział Matt siadając na miejscu pasażera i patrząc jak ciemnowłosa drżącą ręką wrzuca pierwszy bieg i rusza przed siebie. Zapadła cisza, która była przerywana słowami piosenki, która akurat leciała w radiu. Oboje nie mogli dojść do tego, co się przed chwilą stało, więc siedzieli w milczeniu, aż do momentu, kiedy zorientowali się, że mimo, iż minęło trochę czasu odkąd opuścili tamto miejsce, znów się w nim znajdują.
- Ten żart mi się wcale nie podoba - mruknęła Liliana mocniej naciskając na pedał gazu. Przekroczyła dozwoloną prędkość, ale nie potrafiła opanować swojego strachu. Chciała się stąd po prostu wynieść. Czy prosiła o zbyt wiele?
Nagle Liliana gwałtownie zahamowała, widząc, że przed samochodem przebiega jakaś postać. Było już ciemno. Jedynym źródłem światła był ich samochód. 
Tym razem to Matt jako pierwszy opuścił pojazd i obszedł go dookoła. Liliana poszła za jego przykładem,  z tą różnicą, że zaczęła się rozglądać za ową postacią, przez którą hamowała awaryjnie. Na próżno, bo nie było po niej najmniejszego śladu. Zerknęła na wyświetlacz swojego telefonu i z przerażeniem stwierdziła, że jest już dziesiąta w nocy. Mogłaby dać sobie głowę uciąć, że droga do ich przyjaciół co najwyżej trwała godzinę, ale na pewno nie cztery. Schowała komórkę do kieszeni, a z jej gardła wydostał się krzyk. W świetle stała wysoka postać, po której posturze można było wnioskować, że jest mężczyzną. Miał na sobie płaszcz, a w dłoni trzymał łuk. Liliana cofnęła się w tył, ale zatrzymała się wystraszona czując, że za jej plecami również ktoś stoi. Nie myliła się.
Odwróciła się i stanęła oko w oko z jakąś kobietą, która miała szaleńczy wyraz twarzy. Zaczęła się zastanawiać, czy to nie jest zwariowany sen, ale kiedy poczuła piekący ból w prawej ręce zrozumiała, że jest to okrutna rzeczywistość. Złapała się za rękę, ale niemal od razu ją puściła czując, że spływa po niej jakaś ciepła ciecz. Jej źrenice momentalnie się rozszerzyły. Krew? Jej krew.
- Lilia! - usłyszała swojego brata, który biegł w jej kierunku. Kątem oka zdążyła zarejestrować szybki ruch mężczyzny stojącego w świetle i głuchy świst cięciwy. Matt stał przez chwilę patrząc z niemym pytaniem na twarzy, po czym zatoczył się do tyłu i upadł. Chciała do niego podejść, ale kobieta zagradzała jej drogę. Patrzyła się na nią z szyderczym uśmiechem na ustach, trzymając przed sobą sztylet, po którym spływała kropla krwi. Więc to tym musiała mnie zranić - pomyślała Liliana. 
- Nie zabijemy cię - Przez jej ciało przeszły dreszcze, gdy usłyszała przy uchu głos mężczyzny. Mierzył do niej z łuku. Tego samego, którym przed chwilą zranił jej brata.
Zamknęła oczy szykując się na cios.

~*~

Szybciej! Szybciej, szybciej, szybciej! Musiał się pospieszyć, bo będzie za późno. Dlaczego?

~*~

Nabrała powietrza. Było rześkie, rozdzierało swoim chłodem jej płuca. Czuła, że mężczyzna naciąga strzałę i patrzy na nią z kpiącym wyrazem twarzy.

~*~

Już widział. Tylko chwila, moment i będą na miejscu. 
- Wytrzymaj...

~*~

Słyszała świst. Przygotowała się, że za chwilę poczuje falę bólu, ale nic takiego się nie stało. Niepewnie otworzyła oczy, a pierwszym, co zarejestrowała był fakt, że ktoś przed nią stoi. Blond włosy sterczące na wszystkie strony były jej dziwnie znajome.
- Ha... Haru? - zapytała widząc, że ten odwraca twarz w jej stronę. Malowała się na niej troska i ... przeprosiny?
- Spóźniłem się - powiedział do dziewczyny, a ona zauważyła, że chłopak trzyma w dłoni strzałę, która miała zapewne w nią ugodzić. Ale jak?
- Poczekaj tutaj chwilkę - W tym samym momencie, kiedy to mówił zniknął z jej oczu, by po chwili pojawić się za plecami kobiety, która wciąż trzymała sztylet wymierzony w Lilianę. Jednym uderzeniem w kark posłał ją na ziemię, gdzie jeszcze przez chwilę spoglądała na całą sytuację wielkimi oczami.
Liliana, która podczas tego wszystkiego stała w miejscu zorientowała się, że jej brat wciąż leży na drodze, tuż obok samochodu. Nie zwracając uwagi na wcześniejszą prośbę Haru, podbiegła do niego i uklękła kładąc jego głowę na swoich kolanach. W jego brzuchu wciąż znajdowała się strzała, którą postanowiła wyciągnąć. Wiedziała, że nie będzie to przyjemne uczucie, ale musiała. Kiedy usunęła niepożądany obiekt rozdarła koszulę brata, aby zrobić z niej prowizoryczny opatrunek. Na szczęście potrafiła jeszcze w miarę trzeźwo myśleć, jednak nie zauważyła, że tamten mężczyzna znów mierzy w nią ze swojego łuku.

~*~

Haru nie miał innego wyjścia jak tylko zająć się dwójką napastników, którzy zaatakowali Lilianę i jej brata, który niechcący również został w to wszystko zamieszany. Jednak tym razem nie pozwoli, by ona znów znikła z jego życia, bo obiecał sobie, że następnym razem ją obroni, bez względu na to, jak wysokie będą tego koszty. Właśnie o tym myślał, gdy pojawił się przed nią i złapał w swoją dłoń strzałę, której celem była Liliana. Złapał i obrócił w popiół płomieniem, który pojawił się w jego dłoni. Dziewczyna tego nie zauważyła.
Tym samym kierował się, kiedy pozbawiał przytomności kobietę trzymającą sztylet, bowiem to ona zrobiła tę ranę na ręce Liliany. Nie potrafił wybaczyć takich rzeczy, gdy dawna przyjaciółka otrzymywała obrażenia na jego oczach. 
- Poczekaj tutaj chwilkę - powiedział to Lilianie, aby nigdzie się nie ruszała, ponieważ nie chciał narażać jej na niebezpieczeństwo. Już wystarczającym było to, że ta dwójka była w stanie ją namierzyć, choć miał nadzieję, że zdąży do tego czasu nakłonić dziewczynę do powrotu.
Nim zdała sobie sprawę, co się dzieje on już biegł do mężczyzny. Teraz to on stanowił zagrożenie, choć był pewien, że poradzi sobie z nim tak łatwo jak z tamtą kobietą. 
Przeliczył się.
Tamten z łatwością wykonał unik jednocześnie do niego celując. Tym razem został zaskoczony na tyle, że strzała drasnęła go w policzek. Rana nie była głęboka, ale już sam fakt, że zaistniała irytował i przede wszystkim zastanawiał. 
Haru musiał stwierdzić, że trzeba zacząć traktować przeciwnika poważnie. Wyciągnął przed siebie prawą rękę przymykając oczy, a jego osobę otoczyła czerwona poświata. Nagle przed nim zaczął się materializować jakiś, długi, prosty kształt. Okazało się, że jest to kostur. Złapał go oburącz o uderzył w mężczyznę, który z łatwością uniknął tego prostego ataku. Jednak blondyn nie miał zamiaru się poddać, więc znów używając swojej szybkości jako karty atutowej stanął za plecami wroga, po czym uderzył. Znów pudło, czego skutkiem była irytacja Haru i radość przeciwnika, który korzystając z chwili konsternacji młodego mężczyzny znów za cel obrał sobie Lilianę. Haru usłyszał świst, który rozdarł swym dźwiękiem ciszę, zmierzając prosto do celu.
Jeden szczegół...

~*~

Liliana czuła, że jej serce zamierza się zatrzymać. Wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie. Lecąca strzała, krzyczący coś Haru, mina tamtego mężczyzny i jej brat. Matt leżący w kałuży krwi. Matt nie dający żadnych znaków życia. Coś w niej pękło i zaczęła po prostu płakać. Czemu to się przytrafiło właśnie jej? Czemu właśnie teraz? I dlaczego nie mogła nic zrobić? Gdyby mogła uleczyłaby Matt'a. Pomogłaby Haru, aby nie walczył sam. Pokazałaby, że nie jest słaba i bezsilna.
Strzała była coraz bliżej, a ona spojrzała na nią zamglonym spojrzeniem. Haru domyślił się, co zaraz będzie miało miejsce, dzięki czemu jego usta nieznacznie wykrzywiły się w uśmiechu.
Lilianę otoczyło błękitne światło. Wokół niej powietrze zrobiło się gęstsze i cięższe. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie jej dłoń została otoczona przez... wodę? To zdecydowanie była woda, a Liliana jakby w jakimś transie dobrze wiedziała, co musi teraz zrobić. Ostrożnie i delikatnie położyła swoją dłoń na brzuchu Matt'a, którego również otoczyła niebieska poświata. Dziewczyna skupiła się maksymalnie a okropna rana po strzale zupełnie zniknęła nie zostawiając po sobie nawet blizny. Światło jeszcze przez chwilę się utrzymywało, ale tylko po to, żeby zatrzymać strzałę i stworzyć z niej piękny, lśniący pył, który za pomocą wiatru rozniósł się na wszystkie zakątki lasu. 
Liliana spojrzała na swojego brata, który przez chwilę wciąż się nie ruszał, jednak po chwili zmarszczył lekko brwi, a jego klatka piersiowa znów zaczęła się unosić, co mogło oznaczać tylko jedno: żył. Mimo, że nie otwierał oczu jego siostra siedziała uśmiechnięta patrząc na jego spokojną twarz. Rana na jej ręce też znikła bez śladu.
Haru widząc to wszystko nie przestawał się uśmiechać. Uderzył swojego przeciwnika, który będąc w stanie szoku nie potrafił sparować tego ataku. Osunął się na ziemię, a blondyn podszedł do wciąż klęczącej Liliany, która nie odezwała się ani słowem.
- Teraz mi wierzysz? - zapytał. Nie odpowiedziała, tylko wstała i poprosiła, aby pomógł jej umieścić Matt'a w samochodzie. Kiedy już to uczynili, ciemnowłosa spojrzała na niego takim wzrokiem, że chłopak od razu się domyślił, co chce powiedzieć.
- Nic mu nie grozi - powiedział szybko, po czym uśmiechnął się pokrzepiająco. Złapał Lilianę za rękę i nim ta zdążyła zaprotestować oboje znikli.

***

No to kolejny rozdział już jest ^^ 
Przepraszam za wszelkie błędy.

niedziela, 22 września 2013

Rozdział I

Wiatr. Drzewa tańczyły zupełnie jakby w półśnie, a nieświadome niczego gubiły kwiaty koloru bladoróżowego, które wdzięcznie wirując opadały na ziemię. Wziął do ręki jeden z nich i uważnie mu się przyjrzał. Był identyczny jak ten, który znalazł tutaj dziesięć lat temu. Westchnął i położył kwiat na trawie, po czym odwrócił się w kierunku swojego towarzysza, który przybył dopiero przed chwilą. Nie miał zamiaru mówić mu, że się spóźnił, ani pytać o powód. Po prostu skinął na niego głową, a chwilę później obaj znikli w czerwonej poświacie.

~*~

Siódma rano to godzina, o której duża ilość osób budzi się i zaczyna szykować do pracy, bądź jest już nawet gotowa do wyjścia. Jedni się z tego cieszą, inni narzekają, a niektórzy ignorują budzik i próbują z powrotem wrócić do krainy błogiego snu, który został im przerwany.
W Los Angeles, o tejże właśnie godzinie pewna osoba, która powinna już dawno być na nogach smacznie sobie spała. Jej budzik od niespełna pół godziny przypominał o swojej obecności, ale właścicielka nie zwracała na niego uwagi i przewracała się z boku na bok. Jednak w końcu otworzyła leniwie swoje duże, ciemne oczy i ruchem ręki wyłączyła irytujące urządzenie. Przeciągnęła się i kilkukrotnie mrugnęła, po czym wygrzebała się z kołdry i powlekła w kierunku łazienki. Stanęła przed lustrem i przyjrzała się swojemu odbiciu. Dzisiaj wyglądała lepiej i już nawet nie było najmniejszego śladu po chorobie, z którą musiała się męczyć przez cały tydzień. Na twarz powróciły dawne kolory, policzki były lekko różowawe, usta znów uśmiechnięte, a najlepsze było to, że mogła oddychać przez nos. Wydawało jej się przez chwilę, że błękitny kryształ, który zawieszony jest na rzemyku i zawsze zdobi szyję dziewczyny zalśnił dziwnym światłem, ale przyznała sobie w myślach, że musiało to być przywidzenie. Wzięła szybki prysznic, ubrała zieloną bokserkę, czarną bluzę z kapturem oraz jeansy, a następnie zrobiła delikatny makijaż. Uśmiechając się do siebie stwierdziła, że jest gotowa do wyjścia.
Kiedy schodziła po schodach szybko zaplatała warkocza, ze swoich czekoladowych włosów, które rozpuszczone sięgały pasa. Przywitała się z mamą, grzecznie podziękowała za śniadanie, którego niestety nie zdążyłaby już zjeść i wyszła z domu. Szukając wzrokiem brata zauważyła go przy samochodzie, pewnie próbował coś naprawić. Podeszła do niego cicho, starając się pozostać niezauważoną i powiedziała:
- Cześć Matt, co tam robisz? - reakcja chłopaka była bardziej gwałtowna, niż sobie wyobrażała. Uderzył on głową o spód samochodu, po czym wyłonił się czerwony na twarzy, rozcierając bolące miejsce.
- Jesteś wredną siostrą - powiedział patrząc na dziewczynę z wyrzutem. Ona tylko się zaśmiała i poszła dalej, przed siebie. - Liliana, poczekaj! - krzyknął po chwili namysłu. Odwróciła się patrząc na brata zdziwiona. - Podwieźć cię? - zapytał.
- Właściwie, to czemu nie - stwierdziła niemal od razu. W ten sposób przynajmniej się nie spóźni aż tak bardzo, jak gdyby szła na pieszo. Poczekała chwilę aż Matt zmieni ubrania i po kilku minutach była już w drodze do szpitala. Odbywała tam praktyki. Tak, była studentką medycyny. Studiowała już drugi rok, ale teraz miała wakacje. I chociaż musiała chodzić do szpitala cieszyła się z tego wolnego. Tak jakoś, bez powodu.

- Liliana, spóźniłaś się! - krzyknął za dziewczyną lekarz, kiedy ta wparowała do szpitala i zaczęła wbiegać po schodach prowadzących na drugie piętro zupełnie nie zważając na pacjentów. Nic mu nie odpowiedziała, bo doskonale o tym wiedziała, a on odszedł w swoją stronę uśmiechając się pod nosem. Nie ma co, ta dziewczyna będzie świetnym lekarzem - pomyślał tylko.
Tymczasem Liliana siedziała w gabinecie ordynatora, który starał się ukryć swoje rozbawienie. Od tłumionego w sobie śmiechu miał zmieniony głos, przez co dziewczyna myślała, że jest na nią wściekły.
- Nie zanotuję tego w aktach, tylko obiecaj, że jutro postarasz się nie spóźnić wcale - dziewczyna potwierdziła skinieniem głowy i wyszła z gabinetu, by się przebrać i zacząć pomagać. Chciała też później zobaczyć jak się czuje Emily. Była to pięcioletnia dziewczynka, która trafiła do szpitala po wypadku, w którym zginęli jej rodzice, a ona sama miała teraz uszkodzony kręgosłup. Na szczęście szansa, że uda się to wyleczyć istniała, ale chwilowo musiała zostać na obserwacji.
Po kilku godzinach mało znaczących zajęć w końcu miała trochę czasu dla siebie. Szła korytarzami w dobrze znanym kierunku, na każdym kroku widząc ludzi, którzy potrzebowali pomocy. Wiedziała aż zbyt dobrze, że niektórzy jej nie otrzymają, a innym nawet najlepszy lekarz już nie pomoże. Jednak mimo to chciała wykonywać ten zawód, bo często tworzył piękne wspomnienia. Uratowanie kogoś od śmierci, pomoc w odzyskaniu zdrowia, cud narodzin... Myślała, że to zajęcie właśnie dla niej.
- Lilia! - krzyknęła dziewczynka, kiedy praktykantka weszła do sali. Uśmiechnęły się do siebie, a Liliana usiadła na brzegu łóżka Emily. Pacjentka miała jasne, kręcone włosy oraz zielone oczy. Na nosie i policzkach znajdowało się kilka piegów, których dziewczynka nie lubiła do czasu, kiedy Liliana powiedziała jej, że są to "pocałunki słońca". Od tamtej pory nie przeszkadzały pięciolatce, a nawet cieszyła się, że je ma.
- Jak tam, maleństwo? - zapytała.
- Dobrze, dzisiaj James mnie odwiedzi - kiedy dziewczynka to mówiła była uśmiechnięta, a Liliana dobrze wiedziała jak mała cieszy się z każdej takiej wizyty. James miał dwadzieścia lat i teraz chciał się zaopiekować siostrą. Był jej potrzebny, to jedyna rodzina jaką miała, ale musiał dużo pracować, by zarobić na jej utrzymanie.
- Cieszysz się, prawda? - zapytała z uśmiechem. Mała pokiwała głową, a jej loki wesoło podskakiwały. Wyglądała naprawdę uroczo.
Następne piętnaście minut spędziły na wesołej pogawędce, w trakcie której Liliana starała się jak najbardziej rozśmieszyć dziewczynkę. Udało się jej. Kiedy wychodziła z sali prawie wpadła na James'a, brata Emily. Jak zwykle zamienili ze sobą kilka zdań, a ciemnowłosa znów musiała przyznać, że był przystojny.

~*~

- Idzie - powiedział mężczyzna, który miał na sobie dziwny płaszcz. Spod kaptura wystawały kosmyki jasnych włosów, a niesamowicie błękitne oczy prawdopodobnie można było również zobaczyć w ciemnościach.
- Przygotuj się - tym razem to druga postać się odezwała, ale każdy, kto ją zobaczył mógł być pewien, że nie była człowiekiem. Było to czarne zwierzę, które w naszym świecie przynosi pecha, gdy przejdzie komuś drogę. Normalnie w Los Angeles, ani na całej Ziemi nie spotyka się mówiących kotów, czy ogólnie zwierząt.
- Bądź cicho, bo weźmie mnie za wariata - syknął mężczyzna patrząc przed siebie.
- Przecież tylko gadasz z kotem. Możesz być pewien, że to jest zupełnie normalne - odpowiedział sarkastycznie jego partner. Nie odciął się, jedynie parsknął śmiechem, przez co zwrócił na siebie uwagę jakiejś starszej kobiety. Zapewne pomyślała, że uciekł z wariatkowa, bo przyspieszyła kroku i go nie zwolniła póki nie przeszła na drugą stronę jezdni. Pokiwał głową z niedowierzaniem, że na tej planecie ludzie są aż tak różni od tych z jego świata. Ale nie był w tym miejscu pierwszy raz, więc już się do tego przyzwyczaił. 
Jego rozmyślania przerwała zbliżająca się postać, którą zauważyli już wcześniej. Niosła siatki z zakupami, a lewe przedramię było zasłonięte zieloną chustą. Kiedy zauważył spojrzenie ciemnych, wesołych oczu natychmiast stanął jak wryty i przez moment nie mógł się poruszyć. Miał teraz pewność, że jest to jego przyjaciółka, której nieprzerwanie od dziesięciu lat szuka w tym dziwnym świecie. Nie mógłby się pomylić.
- Cieszę się, że cię w końcu znalazłem, Lilia - Przytulił ciemnowłosą, która będąc w szoku wypuściła siatki z zakupami i po prostu stała patrząc w niebieskie oczy mężczyzny. Miała wrażenie, że skądś go zna, ale nie potrafiła sobie przypomnieć skąd. A może to tylko jej wyobraźnia płatała figle? W końcu nie potrafiła sobie przypomnieć niczego sprzed dziesięciu lat, czyli okresu zanim trafiła do Eleonory i Daniela - swoich przybranych rodziców. Kiedy zaczęła o tym myśleć natychmiast się pozbierała i odepchnęła chłopaka, który spojrzał na nią zaskoczony.
- Kim ty jesteś? Wybacz, ale jakoś cię nie kojarzę - powiedziała spokojnie. Być może z kimś ją pomylił? Przecież często tak się zdarza, więc nie chciała robić z tego jakiejś afery.
- Nie poznajesz mnie? To ja, Haru - przedstawił się nieznajomy. Znów jakieś zamglone wspomnienia, choć tym razem od razu stwierdziła, że zapewne kiedyś miała dziwny sen, który akurat teraz się jej przypomniał.
- Nie znam - odpowiedziała krótko, kiwając jednocześnie głową.
- Ale ja znam ciebie - upierał się Haru, który miał teraz zacięty wyraz twarzy. Liliana przyjrzała się mu uważnie, dzięki czemu mogła stwierdzić, że blondyn jest przystojny. Delikatne rysy, poważny wyraz twarzy i te błękitne oczy. 
- Ale ja ciebie nie. Zresztą... możesz mi jakoś udowodnić, że mnie znasz? - zapytała krzyżując ręce i wpatrując się w chłopaka. Nie rozumiała dlaczego jeszcze z nim rozmawia. Normalnie już dawno spławiłaby osobę, która zaczepia ją pośrodku ulicy. Ale tym razem jakoś nie potrafiła.
- Nazywasz się Liliana i pochodzisz z Auderei. Chodziłaś ze mną i innymi do szkoły Mistrzyni Keiko, gdzie uczyłaś się walki wręcz oraz bronią - dziewczyna prychnęła. Takiej bajki to jeszcze nigdy w życiu nie słyszała, ale pozwoliła Haru kontynuować swoją opowieść. - Dziesięć lat temu zostałaś porwana podczas swojego treningu i od tamtej pory cię szukam - Liliana spojrzała na niego, ale nie wyglądał jakby żartował. 
- Posłuchaj mnie, Haru - zaczęła. - Nazywam się Liliana North i pochodzę z tego miasta. Nie przypominam sobie żadnej Mistrzyni Keiko, ani jakieś tam szkoły. A teraz mi wybacz, ale chyba mnie z kimś pomyliłeś. Zresztą, Auderei? Co to jest? Jakiś specjalny zakład dla obłąkanych? - podniosła zakupy z ziemi i zaczęła iść przed siebie. Zanim wystarczająco się oddaliła usłyszała jeszcze jedno pytanie.
- A znamię? Na lewym przedramieniu masz znamię w kształcie lilii - zatrzymała się i niepewnie spojrzała na zieloną chustę. To była prawda, ale skąd on...?
- Zostaw mnie w spokoju! - Zaczęła biec przed siebie, zaczynając się bać tego mężczyzny. Kim on, do cholery jest?!
- Chyba ci coś nie wyszło - stwierdził jego towarzysz patrząc na pochmurnego przyjaciela. Ten tylko coś bąknął i poszedł w przeciwnym kierunku niż Liliana. 

~*~

- Liliana, chodź na obiad! - krzyknęła Eleanora. Dziewczyna odkąd wróciła ze szpitala siedziała w swoim pokoju i z nikim nie rozmawiała. Jedynymi odgłosami jakie stamtąd dochodziły była głośna muzyka oraz ewentualne przekleństwa, o ile któreś było w stanie zagłuszyć piosenki. 
Eleonora pokiwała głową. Chciała iść pocieszyć swoją córkę, ale miała przeczucie, że ona woli zostać na razie sama. Zapewne rozmowa nic by nie wskórała, a słowa pocieszenia mogłyby pogorszyć całą sytuację. Westchnęła cicho i stwierdziła, że tylko Matt jest w stanie jakoś doprowadzić tę dziewczynę do normalnego stanu. Ale to było w tej chwili niemożliwe, ponieważ jak zwykle gdzieś się zapodział i nie było wiadomo, o której raczy zjawić się w domu.
- Matt się gdzieś wałęsa, a Liliana zniszczy zaraz połowę domu. Co zrobiłam złego, żeby mnie aż tak karać? - zapytała uśmiechając się pod nosem. Nie była zła na swoje dzieci. Przecież kochała je ponad wszystko.

~*~

- Niech to wszystko szlag! - Liliana nigdy nie potrafiła panować nad swoimi emocjami, gdy chodziło o jej przeszłość. Normalni ludzie mają jakieś wspomnienia z dzieciństwa, przyjaciół, znajomych, a nie dziwne znamię i niebieski kryształ. Eleonora i Daniel znaleźli ją, kiedy wracali z przyjęcia. Byłą zziębnięta, a jej ubrania wyglądały, jakby przed chwilą stoczyła walkę. Zabrali ją do domu i się nią zaopiekowali. Później po prostu przygarnęli i stała się dla nich prawdziwą córką. Miała szczęście. Tylko co się działo wcześniej? Zanim trafiła do tego wspaniałego domu?
Przecież nie chciała o tym myśleć, już dawno się poddała, a ludzie z jej otoczenia unikali tego tematu, jakby było to tabu. Ułożyła sobie życie, przywdziała odpowiednią maskę i jakoś funkcjonowała. Aż do dzisiaj. Ten facet, znów te zamglone wspomnienia.
- Cholera - mruknęła kładąc się na łóżku. Nie wierzyła, że kiedykolwiek dowie się kim tak naprawdę jest. Poprawiła poduszkę i wygodnie się rozłożyła zamykając oczy. 
Zaczynała zasypiać, a jakaś cząstka jej duszy zapragnęła, by to, co powiedział Haru było prawdą. Ale czym było to Auderei? Może jakimś innym światem? Wtedy wszystko działoby się jak na filmie. Przecież jest nadzieja na to, że inne wymiary istnieją, więc dlaczego miałaby to być jakaś bujda? Nawet nie poczuła, gdy po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Tak dawno nie płakała...
Zasnęła, a kryształ zdobiący jej szyję zalśnił bladoniebieskim światłem. Nie wiedziała, że niedługo będzie uczestniczyć w takich wydarzeniach...

***

Zawaliłam na całej linii. Ten rozdział powinien się pojawić jakieś pół roku temu, ale cóż... dobrze, że w ogóle go wstawiłam, prawda? :) Całe opowiadanie jest zaplanowane od początku do końca, więc na pewno go nie porzucę. 
Rozdział podoba mi się średnio, ale taki jest i taki wstawiam. Mam nadzieję, że się podobało.  


niedziela, 17 marca 2013

Prolog

Usiądź, a opowiem Ci historię, której już nie zapomnisz. Historię, która miała miejsce dawno temu... choć jakby się przez chwilę zastanowić to nie aż tak dawno. Właściwie jest to już legenda i ma kilkanaście możliwych wersji, ale tylko jedna jest prawdziwa... właśnie ta, bo tylko ja odważyłam się komuś to opowiedzieć. Jako jedna z nielicznych, która wiedziała i wie wszystko o Dziedzictwie Liliany, jedyna miałam odwagę, żeby podzielić się z kimś swoją wiedzą. 
Opowieść ta zaczęła się dość niewinnie...



Obserwował ją w ukryciu już od dłuższego czasu. Schowany za dużym drzewem kwitnącej wiśni nie mógł oderwać od niej wzroku. Swymi pięknymi oczami koloru bezchmurnego nieba śledził każdy ruch jaki tylko wykonała. Zmrużył oczy i przyjrzał się dokładniej dziewczynie, która właśnie trenowała. 
Była średniego wzrostu, miała smukłą sylwetkę. Ciemnobrązowe loki sięgające łopatek falowały z każdym ruchem. Śnieżnobiała sukienka, która w pasie była przewiązana niebieską szarfą nie krępowała ruchów, a w tym momencie to było niezwykle ważne. Chłopiec jeszcze raz się jej przyjrzał, a przez głowę przemknęła mu myśl, że wygląda jak mały anioł. Niebezpieczny mały anioł. Mimo swojego młodego wieku i anielskiego wyglądu dziewczyna dzierżyła w prawej dłoni miecz, który był wyjątkowy. Rękojeść wykonana z czystego złota, wysadzana była małymi diamencikami. Długa i lśniąca klinga, która raz za razem cięła powietrze z głuchym gwizdem. 
Przez chwilę miał ochotę do niej podbiec i się przywitać, ale wolał jej nie przeszkadzać. Usiadł na ziemi i podniósł z trawy małego, różowego kwiatka. Był ładny. Postanowił jej go dać. Chyba się ucieszy. Odwrócił się z postanowieniem ujawnienia swojej obecności, ale niemal natychmiast tego pożałował. Tuż przed jego twarzą świsnęła strzała. Wbiła się ona w pień drzewa. Chłopak przerażonym spojrzeniem powiódł na szczyt górki, z której owa strzała została wystrzelona. Stała tam jakaś zakapturzona postać, która celowała w niego z łuku. Odskoczył w bok. W samą porę. 
Spojrzał na nią. Walczyła z kilkoma przeciwnikami. Postanowił jej pomóc. Obok jego głowy znowu świsnęła strzała. 
-Lilia! Uważaj! -krzyknął uderzając pięścią w skroń jednego z przeciwników, który próbował kopnąć dziewczynę w piszczel.
-Dzięki Haru- uśmiechnęła się do niego słabo. Była zmęczona po treningu. W takim tempie nie da rady dłużej z nimi walczyć.
-Daj miecz! -krzyknął do niej ponownie. Dziewczyna rzuciła mu swój oręż, a sama zaczęła okładać przeciwników pięściami. Niebieskooki w tym czasie ranił kilku wrogów, którzy leżeli na trawie, plamiąc ją swoją krwią. Wciąż ich przybywało. Jak to możliwe?! 
Chłopak zrobił piruet i cięcie. Natrafił na jakąś przeszkodę. Przed sobą zobaczył zakapturzonego mężczyznę, który wcześniej do niego strzelał z łuku. Właśnie nim blokował teraz ten miecz. 
-Uspokój się dzieciaku -warknął do niego. -Jesteśmy tu tylko po tę pannę w białym -mężczyzna wskazał głową miejsce, w którym brązowowłosa walczyła wręcz z jakimś słabym przeciwnikiem. 
-Odczep się od niej -odpowiedział wytrącając mu łuk z dłoni. -To są jej urodziny -mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie i zaczął biec w kierunku chłopca. Kiedy znalazł się blisko niego zatopił w brzuchu niebieskookiego sztylet. Haru upadł na kolana i upuścił miecz. Dziewczyna coś do niego krzyczała, ale zupełnie tego nie słyszał. Był tylko on i jego ból... kiedy on leżał w coraz większej kałuży krwi zakapturzony podszedł do dziewczyny, która przyjęła pozycję do walki. Mężczyzna zaśmiał się szyderczo i pstryknął palcami. Ciemnowłosa złapała się za głowę i zamknęła oczy. Zaczęła krzyczeć. Wszystko co widziała... to było straszne, ale takie realistyczne. W dodatku ten hałas... ten straszny dźwięk, jakby ktoś przejechał paznokciami po tablicy. Nie mogła tego dłużej wytrzymać.
-Lilia... łap...-usłyszała jak obok niej upada miecz. Opanowała się. Spojrzała w kierunku przyjaciela. Stał na nogach trzymając się za swoją ranę.
-To dla ciebie Haru -złapała za rękojeść miecza i runęła na przeciwnika z całą siłą jaka jej pozostała. On tylko odskakiwał i ciągle ją prowokował. Wiedział, że jak tylko się zmęczy będzie bardzo łatwym celem. Dziewczyna uderzała coraz słabiej. Musi to zakończyć. Złapała broń oburącz i machnęła nim z całej siły. Mężczyzna zatrzymał miecz tuż przed swoją twarzą. Wyrwał go z jej rąk i wbił w pobliską skałę. Zamruczał coś pod nosem patrząc na ciemnowłosą, a kiedy skończył ta upadła. Wziął ją na ręce i uniknął ataku Haru, który zachwiał się i upadł.
-Znajdę cię Lilia! Obiecuję! -w tym momencie mężczyzna zniknął. Lilia również. A Haru? Znaleźli go po kilku godzinach, ledwo żywego. Później im opowiedział co się stało, ale nic nie mogli na to poradzić. Lilia została uznana za martwą, ale Haru się nie poddał. Wciąż jej szukał... przecież obiecał.

***

Siemka
 Postanowiłam, że założę kolejnego bloga. Ten będzie o losach Liliany. Trafi do pewnego magicznego świata, a jej poukładane życie wywróci się do góry nogami. Pozna kilku ludzi, z którymi łączy ją niezwykle silna więź.
Nie mogę więcej napisać, bo to będzie za duży spoiler :D
Prolog jest krótki i niespecjalnie mi się udał, ale następne notki będą lepsze. 
Pozdrawiam ^^

Obserwatorzy