Był wczesny ranek. Liliana szła w dobrze sobie znanym kierunku, co chwilę skręcając w jakieś dzielnice, to znowu idąc
prosto. Na szczęście znała drogę na pamięć, więc nogi same ją prowadziły. Od
wczoraj nie potrafiła się skupić na czymś konkretnym, bo jej myśli wciąż
uciekały do dziwnego spotkania, które obudziło wspomnienia. Były zamglone, ale
lepsze takie, niż żadne. Pamiętała wesołe głosy, widziała twarze, których nie
znała oraz jakieś niebieskie światło. Wszystko to tworzyło mętlik w głowie,
którego tak bardzo nie chciała. W dodatku miała wrażenie, że jest obserwowana.
Takie nieprzyjemne uczucie, które odbijało się echem po całym jej ciele,
rozkazując czujność i ostrożność.
- Wariuję - mruknęła do siebie, kiedy
przekraczała próg szpitala. Musiała iść na praktyki, a obiecała się nie
spóźnić. Zawsze dotrzymuje słowa.
~*~
- Naprawdę sądzisz, że obserwowanie jej
coś ci da? - zapytał czarny kot idąc u boku swojego przyjaciela z pełną gracją.
Stawiał łapy z niezwykłą płynnością i lekkością, jakby szedł po czymś miękkim.
- Muszę ją nakłonić do swoich racji.
Przecież wiesz, że wtedy jej szukali - odpowiedział blondyn zatrzymując się na
chwilę. Dobrze pamiętał chwilę, w której Liliana zniknęła z ich świata. Została
porwana i później zupełnie jakby się rozpłynęła. Nie było po niej najmniejszego
śladu.
- Uspokój się - rzekł kot widząc jak
zaciska pięści. Dobrze wiedział, że Haru brał na siebie pełną odpowiedzialność
za zniknięcie tej dziewczyny. Myślał, że był zbyt słaby, aby ją obronić i
dlatego została zabrana. - Nic nie mogłeś zrobić - dodał.
Haru nic nie powiedział. Wiedział, że
Banzai próbuje go pocieszyć, a wcale tego nie chciał. Już dawno pogodził się ze
swoją winą i teraz próbował ją odpokutować. Znalezienie Liliany i odprowadzenie
jej do szkoły było jego obowiązkiem, który próbował wypełnić od dziesięciu lat.
Ten świat był duży i odnalezienie kogokolwiek graniczyło z cudem. Dodatkowo jej
energia się zmieniła, więc musieli długo szukać, ale teraz był po prostu pewien,
że to ta właściwa dziewczyna. Może ona go zapomniała, ale on nie potrafił.
- Ale Keiko to się zdenerwuje jak wrócisz
- powiedział Banzai znudzonym głosem, tak bardzo dla siebie normalnym. Haru do
tej pory nie mógł zrozumieć, że czyjś charakter aż tak bardzo może się różnić
od znaczenia imienia. Ten kot zdecydowanie był przeciwieństwem radości. Jednak
dzięki temu potrafił sprowadzić nawet największego marzyciela na ziemię,
przypominając mu o tym, co jest w danym momencie najważniejsze. Przynajmniej
takie uczucie ciągle towarzyszyło Haru, który dobrze się o tym przekonał. Mimo
wszystko nie potrafił się teraz martwić niczym innym, jak tym, że Lilianie znów
groziło niebezpieczeństwo. Czy nie wycierpiała już w swoim życiu wystarczająco?
- Trzeba ją jeszcze dzisiaj sprowadzić do
Auderei. Skoro my ją wyczuliśmy, jemu zapewne też się to udało - Banzai trafnie
odgadł myśli młodego mężczyzny. Skoro oni potrafili wyczuć Lilianę po tym, jak
jej energia zrobiła się wyczuwalna mógł to zrobić każdy, który choć trochę się
na tym znał. Czarny kot był ekspertem w tej dziedzinie, ale nawet on nie
potrafiłby dotrzeć do niej, gdyby jej energia nie została uwolniona. Wciąż
dręczyło go jedno pytanie: dlaczego? Jak to się stało, że po tylu latach pobytu
w tym świecie dopiero teraz mogli ją wyczuć? Dlaczego, pomimo wymazania
pamięci, była w stanie to zrobić? Dlaczego to wszystko miało miejsce?
- Coś się stało? - zapytał Haru patrząc na
futrzaka. Ten otrząsnął się i zrozumiał, że widocznie musiał pogrążyć się we
własnych rozmyślaniach, przez co nie odpowiadał na pytania.
- Nie, nic. Zupełnie nic.
~*~
Matt czekał w samochodzie, który był
zaparkowany na parkingu przed szpitalem. Dzisiaj odbierał swoją siostrę z
praktyk, żeby byli w stanie się wyrobić i zdążyć na czas. Ich wspólni
przyjaciele organizowali u siebie imprezę, która miała być pożegnaniem wakacji.
Nie, żeby któreś z nich miało w tym roku prawdziwe wakacje. Każdy chodził do
pracy, na praktyki, czy usiłował załatwić sobie przynajmniej jakąś dorywczą
robotę. Zawsze lepsze to, niż nic.
Ta impreza miała być raczej symbolem, że
tęsknią do dawnych dni, kiedy wakacje były długo wyczekiwane, przynosiły radość
i wolność, a ich koniec zostawiał po sobie smutek i rozpacz, która utrzymywała
się przez długi okres czasu. Uśmiechnął się pod nosem, stwierdzając, że jego
przyjaciel wymyślił całkiem sensowny powód, żeby przekonać rodziców do
urządzenia "małego spotkania z przyjaciółmi, w miłej atmosferze, aby
powspominać dawne dni". Oczywiście, poczciwi staruszkowie nie domyślili
się, że ich syn zamierza zorganizować pod ich dachem przyjęcie, na którym zjawi
się blisko setka osób, a alkohol będzie tam najmniejszym problemem.
Przyjacielskie grono miało się tam zebrać przed dziewiętnastą, aby dopracować
szczegóły i ustalić pewne reguły, wśród których najważniejszą i zapewne jedyną
będą słowa "nie zniszczcie mi domu".
Zawsze tak jest.
- Czemu tak zacieszasz? - zapytała Liliana
wsiadając do auta. Jej brat nie odpowiedział, bo dobrze wiedział, że dziewczyna
sama może się tego domyślić. Oczywiście powód jego dobrego humoru był
oczywisty, więc ciemnooka zachichotała.
- Głupie pytanie - powiedziała ukazując
szereg śnieżnobiałych zębów. Włączyła radio i nucąc znaną sobie piosenkę
postanowiła się trochę zdrzemnąć. Do posiadłości Harry'ego była dość długa
droga, więc spokojnie się wyśpi, nadrabiając zaległości snu z nocy, gdy ciągle
się budziła i nie miała najmniejszych szans na wyspanie.
~*~
- Dobry - mruknęła Liliana przecierając
oczy. Dopiero po chwili zorientowała się, że już zaczyna się ściemniać, a oni
nadal są w drodze na imprezę. Ta droga kiedyś zdawała się krótsza...
- Co jest? - zapytała brata, który ze
skupieniem prowadził pojazd po opustoszałej drodze, którą przyszło im teraz
jechać. Żadnej żywej duszy, lekki wiatr.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział starając
się zachować spokojny ton głosu. Jeszcze nigdy nie widział tej drogi na mapie,
a nie przypominał sobie, żeby skręcał w jakąś boczną ulicę. Dziwne. To po
prostu jakaś scena z taniego horroru, który kiedyś oglądał. Teraz wystarczy
tylko, żeby przebili oponę, on wyjdzie z samochodu, a za nim pojawi się seryjny
morderca, który na koniec okaże się wytworem jego wyobraźni.
Ale tam wszystko działo się w filmie, a to
była rzeczywistość, w dodatku nie wyglądała wesoło, a już na pewno nie z ich
punktu widzenia.
- Nie podoba mi się to - odezwała się
Liliana rozglądając na lewo i prawo. Las po obu stronach, a jakże - klasyka.
Gałęzie drzew kołysały się lekko na boki pod wpływem wiatru. Ciemność coraz
szybciej zaczynała ich otaczać, a las stawał się coraz bardziej przerażający.
Gdzieś na drzewie zauważyła małego ptaszka, który przyglądał się jej.
Przywidzenia? Natychmiast odwróciła wzrok postanawiając patrzeć przed siebie,
przynajmniej do momentu, w którym nie powrócą na główną drogę, gdzie ruch
samochodów i widok ludzi przywróci jej spokój.
- Hę? Co jest? - usłyszała swojego brata.
Poczuła szarpnięcie, a chwilę później jakiś smród, który najwidoczniej miał
swoje źródło pod maską samochodu. Liliana odpięła pasy i wysiadła na zewnątrz,
niemalże od razu żałując swojej decyzji. Poczuła chłód na swojej twarzy, a ptak
którego widziała kilkaset metrów wcześniej siedział sobie spokojnie na
dachu.
- Matt, możesz po kogoś zadzwonić?
-zwróciła się do brata z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Mężczyzna
uśmiechnął się widząc jej minę, ale natychmiast sam przeraził się nie na żarty,
gdy zobaczył, że nie ma zasięgu. Ani jednej kreski, żadnej nadziei.
Biorąc głęboki wdech podniósł maskę
samochodu. Zdziwił się, kiedy zauważył, że nic się tam nie zepsuło, a smród
zupełnie zniknął.
- Sprawdź, czy da radę odpalić - odezwał
się do Liliany, która z uwagą przyglądała się jakiemuś punktowi, gdzieś daleko
w lesie. Drgnęła na dźwięk jego głosu i wykonała jego polecenie. Z szybciej
bijącym sercem przekręciła kluczyk w stacyjce, a silnik wydał odgłos, który
przyniósł ulgę. Odpalił.
- Wynośmy się - powiedział Matt siadając
na miejscu pasażera i patrząc jak ciemnowłosa drżącą ręką wrzuca pierwszy bieg
i rusza przed siebie. Zapadła cisza, która była przerywana słowami piosenki,
która akurat leciała w radiu. Oboje nie mogli dojść do tego, co się przed
chwilą stało, więc siedzieli w milczeniu, aż do momentu, kiedy zorientowali
się, że mimo, iż minęło trochę czasu odkąd opuścili tamto miejsce, znów się w
nim znajdują.
- Ten żart mi się wcale nie podoba -
mruknęła Liliana mocniej naciskając na pedał gazu. Przekroczyła dozwoloną
prędkość, ale nie potrafiła opanować swojego strachu. Chciała się stąd po
prostu wynieść. Czy prosiła o zbyt wiele?
Nagle Liliana gwałtownie zahamowała,
widząc, że przed samochodem przebiega jakaś postać. Było już ciemno. Jedynym
źródłem światła był ich samochód.
Tym razem to Matt jako pierwszy opuścił
pojazd i obszedł go dookoła. Liliana poszła za jego przykładem, z tą
różnicą, że zaczęła się rozglądać za ową postacią, przez którą hamowała
awaryjnie. Na próżno, bo nie było po niej najmniejszego śladu. Zerknęła na
wyświetlacz swojego telefonu i z przerażeniem stwierdziła, że jest już
dziesiąta w nocy. Mogłaby dać sobie głowę uciąć, że droga do ich przyjaciół co
najwyżej trwała godzinę, ale na pewno nie cztery. Schowała komórkę do kieszeni,
a z jej gardła wydostał się krzyk. W świetle stała wysoka postać, po której
posturze można było wnioskować, że jest mężczyzną. Miał na sobie płaszcz, a w
dłoni trzymał łuk. Liliana cofnęła się w tył, ale zatrzymała się wystraszona
czując, że za jej plecami również ktoś stoi. Nie myliła się.
Odwróciła się i stanęła oko w oko z jakąś
kobietą, która miała szaleńczy wyraz twarzy. Zaczęła się zastanawiać, czy to
nie jest zwariowany sen, ale kiedy poczuła piekący ból w prawej ręce
zrozumiała, że jest to okrutna rzeczywistość. Złapała się za rękę, ale niemal
od razu ją puściła czując, że spływa po niej jakaś ciepła ciecz. Jej źrenice
momentalnie się rozszerzyły. Krew? Jej krew.
- Lilia! - usłyszała swojego brata, który
biegł w jej kierunku. Kątem oka zdążyła zarejestrować szybki ruch mężczyzny
stojącego w świetle i głuchy świst cięciwy. Matt stał przez chwilę patrząc z
niemym pytaniem na twarzy, po czym zatoczył się do tyłu i upadł. Chciała do
niego podejść, ale kobieta zagradzała jej drogę. Patrzyła się na nią z
szyderczym uśmiechem na ustach, trzymając przed sobą sztylet, po którym
spływała kropla krwi. Więc to tym musiała mnie zranić - pomyślała
Liliana.
- Nie zabijemy cię - Przez jej ciało
przeszły dreszcze, gdy usłyszała przy uchu głos mężczyzny. Mierzył do niej z
łuku. Tego samego, którym przed chwilą zranił jej brata.
Zamknęła oczy szykując się na cios.
~*~
Szybciej! Szybciej, szybciej, szybciej!
Musiał się pospieszyć, bo będzie za późno. Dlaczego?
~*~
Nabrała powietrza. Było rześkie,
rozdzierało swoim chłodem jej płuca. Czuła, że mężczyzna naciąga strzałę i patrzy na nią
z kpiącym wyrazem twarzy.
~*~
Już widział. Tylko chwila, moment i będą
na miejscu.
- Wytrzymaj...
~*~
Słyszała świst. Przygotowała się, że za
chwilę poczuje falę bólu, ale nic takiego się nie stało. Niepewnie otworzyła
oczy, a pierwszym, co zarejestrowała był fakt, że ktoś przed nią stoi. Blond
włosy sterczące na wszystkie strony były jej dziwnie znajome.
- Ha... Haru? - zapytała widząc, że ten
odwraca twarz w jej stronę. Malowała się na niej troska i ... przeprosiny?
- Spóźniłem się - powiedział do
dziewczyny, a ona zauważyła, że chłopak trzyma w dłoni strzałę, która miała
zapewne w nią ugodzić. Ale jak?
- Poczekaj tutaj chwilkę - W tym samym
momencie, kiedy to mówił zniknął z jej oczu, by po chwili pojawić się za
plecami kobiety, która wciąż trzymała sztylet wymierzony w Lilianę. Jednym
uderzeniem w kark posłał ją na ziemię, gdzie jeszcze przez chwilę spoglądała na
całą sytuację wielkimi oczami.
Liliana, która podczas tego wszystkiego
stała w miejscu zorientowała się, że jej brat wciąż leży na drodze, tuż obok
samochodu. Nie zwracając uwagi na wcześniejszą prośbę Haru, podbiegła do niego
i uklękła kładąc jego głowę na swoich kolanach. W jego brzuchu wciąż znajdowała
się strzała, którą postanowiła wyciągnąć. Wiedziała, że nie będzie to przyjemne
uczucie, ale musiała. Kiedy usunęła niepożądany obiekt rozdarła koszulę brata,
aby zrobić z niej prowizoryczny opatrunek. Na szczęście potrafiła jeszcze w
miarę trzeźwo myśleć, jednak nie zauważyła, że tamten mężczyzna znów mierzy w
nią ze swojego łuku.
~*~
Haru nie miał innego wyjścia jak tylko
zająć się dwójką napastników, którzy zaatakowali Lilianę i jej brata, który
niechcący również został w to wszystko zamieszany. Jednak tym razem nie
pozwoli, by ona znów znikła z jego życia, bo obiecał sobie, że następnym razem
ją obroni, bez względu na to, jak wysokie będą tego koszty. Właśnie o tym
myślał, gdy pojawił się przed nią i złapał w swoją dłoń strzałę, której celem
była Liliana. Złapał i obrócił w popiół płomieniem, który pojawił się w jego
dłoni. Dziewczyna tego nie zauważyła.
Tym samym kierował się, kiedy pozbawiał
przytomności kobietę trzymającą sztylet, bowiem to ona zrobiła tę ranę na ręce
Liliany. Nie potrafił wybaczyć takich rzeczy, gdy dawna przyjaciółka
otrzymywała obrażenia na jego oczach.
- Poczekaj tutaj chwilkę - powiedział to
Lilianie, aby nigdzie się nie ruszała, ponieważ nie chciał narażać jej na niebezpieczeństwo.
Już wystarczającym było to, że ta dwójka była w stanie ją namierzyć, choć miał
nadzieję, że zdąży do tego czasu nakłonić dziewczynę do powrotu.
Nim zdała sobie sprawę, co się dzieje on
już biegł do mężczyzny. Teraz to on stanowił zagrożenie, choć był pewien, że
poradzi sobie z nim tak łatwo jak z tamtą kobietą.
Przeliczył się.
Tamten z łatwością wykonał unik
jednocześnie do niego celując. Tym razem został zaskoczony na tyle, że strzała
drasnęła go w policzek. Rana nie była głęboka, ale już sam fakt, że zaistniała
irytował i przede wszystkim zastanawiał.
Haru musiał stwierdzić, że trzeba zacząć
traktować przeciwnika poważnie. Wyciągnął przed siebie prawą rękę przymykając
oczy, a jego osobę otoczyła czerwona poświata. Nagle przed nim zaczął się
materializować jakiś, długi, prosty kształt. Okazało się, że jest to kostur.
Złapał go oburącz o uderzył w mężczyznę, który z łatwością uniknął tego
prostego ataku. Jednak blondyn nie miał zamiaru się poddać, więc znów używając
swojej szybkości jako karty atutowej stanął za plecami wroga, po czym uderzył.
Znów pudło, czego skutkiem była irytacja Haru i radość przeciwnika, który korzystając z chwili konsternacji młodego mężczyzny znów za cel obrał sobie
Lilianę. Haru usłyszał świst, który rozdarł swym dźwiękiem ciszę, zmierzając
prosto do celu.
Jeden szczegół...
~*~
Liliana czuła, że jej serce zamierza się
zatrzymać. Wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie. Lecąca strzała,
krzyczący coś Haru, mina tamtego mężczyzny i jej brat. Matt leżący w kałuży
krwi. Matt nie dający żadnych znaków życia. Coś w niej pękło i zaczęła po
prostu płakać. Czemu to się przytrafiło właśnie jej? Czemu właśnie teraz? I
dlaczego nie mogła nic zrobić? Gdyby mogła uleczyłaby Matt'a. Pomogłaby Haru,
aby nie walczył sam. Pokazałaby, że nie jest słaba i bezsilna.
Strzała była coraz bliżej, a ona spojrzała
na nią zamglonym spojrzeniem. Haru domyślił się, co zaraz będzie miało miejsce,
dzięki czemu jego usta nieznacznie wykrzywiły się w uśmiechu.
Lilianę otoczyło błękitne światło. Wokół
niej powietrze zrobiło się gęstsze i cięższe. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie
jej dłoń została otoczona przez... wodę? To zdecydowanie była woda, a Liliana
jakby w jakimś transie dobrze wiedziała, co musi teraz zrobić. Ostrożnie i
delikatnie położyła swoją dłoń na brzuchu Matt'a, którego również otoczyła
niebieska poświata. Dziewczyna skupiła się maksymalnie a okropna rana po
strzale zupełnie zniknęła nie zostawiając po sobie nawet blizny. Światło
jeszcze przez chwilę się utrzymywało, ale tylko po to, żeby zatrzymać strzałę i
stworzyć z niej piękny, lśniący pył, który za pomocą wiatru rozniósł się na
wszystkie zakątki lasu.
Liliana spojrzała na swojego brata, który
przez chwilę wciąż się nie ruszał, jednak po chwili zmarszczył lekko brwi, a
jego klatka piersiowa znów zaczęła się unosić, co mogło oznaczać tylko jedno:
żył. Mimo, że nie otwierał oczu jego siostra siedziała uśmiechnięta patrząc na
jego spokojną twarz. Rana na jej ręce też znikła bez śladu.
Haru widząc to wszystko nie przestawał się
uśmiechać. Uderzył swojego przeciwnika, który będąc w stanie szoku nie
potrafił sparować tego ataku. Osunął się na ziemię, a blondyn podszedł do wciąż
klęczącej Liliany, która nie odezwała się ani słowem.
- Teraz mi wierzysz? - zapytał. Nie
odpowiedziała, tylko wstała i poprosiła, aby pomógł jej umieścić Matt'a w
samochodzie. Kiedy już to uczynili, ciemnowłosa spojrzała na niego takim
wzrokiem, że chłopak od razu się domyślił, co chce powiedzieć.
- Nic mu nie grozi - powiedział szybko, po
czym uśmiechnął się pokrzepiająco. Złapał Lilianę za rękę i nim ta zdążyła
zaprotestować oboje znikli.
***
No to kolejny rozdział już jest ^^
Przepraszam za wszelkie błędy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz