sobota, 16 listopada 2013

Rozdział II

Był wczesny ranek. Liliana szła w dobrze sobie znanym kierunku, co chwilę skręcając w jakieś dzielnice, to znowu idąc prosto. Na szczęście znała drogę na pamięć, więc nogi same ją prowadziły. Od wczoraj nie potrafiła się skupić na czymś konkretnym, bo jej myśli wciąż uciekały do dziwnego spotkania, które obudziło wspomnienia. Były zamglone, ale lepsze takie, niż żadne. Pamiętała wesołe głosy, widziała twarze, których nie znała oraz jakieś niebieskie światło. Wszystko to tworzyło mętlik w głowie, którego tak bardzo nie chciała. W dodatku miała wrażenie, że jest obserwowana. Takie nieprzyjemne uczucie, które odbijało się echem po całym jej ciele, rozkazując czujność i ostrożność.
- Wariuję - mruknęła do siebie, kiedy przekraczała próg szpitala. Musiała iść na praktyki, a obiecała się nie spóźnić. Zawsze dotrzymuje słowa.

~*~

- Naprawdę sądzisz, że obserwowanie jej coś ci da? - zapytał czarny kot idąc u boku swojego przyjaciela z pełną gracją. Stawiał łapy z niezwykłą płynnością i lekkością, jakby szedł po czymś miękkim.
- Muszę ją nakłonić do swoich racji. Przecież wiesz, że wtedy jej szukali - odpowiedział blondyn zatrzymując się na chwilę. Dobrze pamiętał chwilę, w której Liliana zniknęła z ich świata. Została porwana i później zupełnie jakby się rozpłynęła. Nie było po niej najmniejszego śladu.
- Uspokój się - rzekł kot widząc jak zaciska pięści. Dobrze wiedział, że Haru brał na siebie pełną odpowiedzialność za zniknięcie tej dziewczyny. Myślał, że był zbyt słaby, aby ją obronić i dlatego została zabrana. - Nic nie mogłeś zrobić - dodał.
Haru nic nie powiedział. Wiedział, że Banzai próbuje go pocieszyć, a wcale tego nie chciał. Już dawno pogodził się ze swoją winą i teraz próbował ją odpokutować. Znalezienie Liliany i odprowadzenie jej do szkoły było jego obowiązkiem, który próbował wypełnić od dziesięciu lat. Ten świat był duży i odnalezienie kogokolwiek graniczyło z cudem. Dodatkowo jej energia się zmieniła, więc musieli długo szukać, ale teraz był po prostu pewien, że to ta właściwa dziewczyna. Może ona go zapomniała, ale on nie potrafił.
- Ale Keiko to się zdenerwuje jak wrócisz - powiedział Banzai znudzonym głosem, tak bardzo dla siebie normalnym. Haru do tej pory nie mógł zrozumieć, że czyjś charakter aż tak bardzo może się różnić od znaczenia imienia. Ten kot zdecydowanie był przeciwieństwem radości. Jednak dzięki temu potrafił sprowadzić nawet największego marzyciela na ziemię, przypominając mu o tym, co jest w danym momencie najważniejsze. Przynajmniej takie uczucie ciągle towarzyszyło Haru, który dobrze się o tym przekonał. Mimo wszystko nie potrafił się teraz martwić niczym innym, jak tym, że Lilianie znów groziło niebezpieczeństwo. Czy nie wycierpiała już w swoim życiu wystarczająco?
- Trzeba ją jeszcze dzisiaj sprowadzić do Auderei. Skoro my ją wyczuliśmy, jemu zapewne też się to udało - Banzai trafnie odgadł myśli młodego mężczyzny. Skoro oni potrafili wyczuć Lilianę po tym, jak jej energia zrobiła się wyczuwalna mógł to zrobić każdy, który choć trochę się na tym znał. Czarny kot był ekspertem w tej dziedzinie, ale nawet on nie potrafiłby dotrzeć do niej, gdyby jej energia nie została uwolniona. Wciąż dręczyło go jedno pytanie: dlaczego? Jak to się stało, że po tylu latach pobytu w tym świecie dopiero teraz mogli ją wyczuć? Dlaczego, pomimo wymazania pamięci, była w stanie to zrobić? Dlaczego to wszystko miało miejsce?
- Coś się stało? - zapytał Haru patrząc na futrzaka. Ten otrząsnął się i zrozumiał, że widocznie musiał pogrążyć się we własnych rozmyślaniach, przez co nie odpowiadał na pytania.
- Nie, nic. Zupełnie nic.

~*~

Matt czekał w samochodzie, który był zaparkowany na parkingu przed szpitalem. Dzisiaj odbierał swoją siostrę z praktyk, żeby byli w stanie się wyrobić i zdążyć na czas. Ich wspólni przyjaciele organizowali u siebie imprezę, która miała być pożegnaniem wakacji. Nie, żeby któreś z nich miało w tym roku prawdziwe wakacje. Każdy chodził do pracy, na praktyki, czy usiłował załatwić sobie przynajmniej jakąś dorywczą robotę. Zawsze lepsze to, niż nic. 
Ta impreza miała być raczej symbolem, że tęsknią do dawnych dni, kiedy wakacje były długo wyczekiwane, przynosiły radość i wolność, a ich koniec zostawiał po sobie smutek i rozpacz, która utrzymywała się przez długi okres czasu. Uśmiechnął się pod nosem, stwierdzając, że jego przyjaciel wymyślił całkiem sensowny powód, żeby przekonać rodziców do urządzenia "małego spotkania z przyjaciółmi, w miłej atmosferze, aby powspominać dawne dni". Oczywiście, poczciwi staruszkowie nie domyślili się, że ich syn zamierza zorganizować pod ich dachem przyjęcie, na którym zjawi się blisko setka osób, a alkohol będzie tam najmniejszym problemem. Przyjacielskie grono miało się tam zebrać przed dziewiętnastą, aby dopracować szczegóły i ustalić pewne reguły, wśród których najważniejszą i zapewne jedyną będą słowa "nie zniszczcie mi domu". Zawsze tak jest.
- Czemu tak zacieszasz? - zapytała Liliana wsiadając do auta. Jej brat nie odpowiedział, bo dobrze wiedział, że dziewczyna sama może się tego domyślić. Oczywiście powód jego dobrego humoru był oczywisty, więc ciemnooka zachichotała.
- Głupie pytanie - powiedziała ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Włączyła radio i nucąc znaną sobie piosenkę postanowiła się trochę zdrzemnąć. Do posiadłości Harry'ego była dość długa droga, więc spokojnie się wyśpi, nadrabiając zaległości snu z nocy, gdy ciągle się budziła i nie miała najmniejszych szans na wyspanie. 

~*~

- Dobry - mruknęła Liliana przecierając oczy. Dopiero po chwili zorientowała się, że już zaczyna się ściemniać, a oni nadal są w drodze na imprezę. Ta droga kiedyś zdawała się krótsza...
- Co jest? - zapytała brata, który ze skupieniem prowadził pojazd po opustoszałej drodze, którą przyszło im teraz jechać. Żadnej żywej duszy, lekki wiatr.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział starając się zachować spokojny ton głosu. Jeszcze nigdy nie widział tej drogi na mapie, a nie przypominał sobie, żeby skręcał w jakąś boczną ulicę. Dziwne. To po prostu jakaś scena z taniego horroru, który kiedyś oglądał. Teraz wystarczy tylko, żeby przebili oponę, on wyjdzie z samochodu, a za nim pojawi się seryjny morderca, który na koniec okaże się wytworem jego wyobraźni.
Ale tam wszystko działo się w filmie, a to była rzeczywistość, w dodatku nie wyglądała wesoło, a już na pewno nie z ich punktu widzenia.
- Nie podoba mi się to - odezwała się Liliana rozglądając na lewo i prawo. Las po obu stronach, a jakże - klasyka. Gałęzie drzew kołysały się lekko na boki pod wpływem wiatru. Ciemność coraz szybciej zaczynała ich otaczać, a las stawał się coraz bardziej przerażający. Gdzieś na drzewie zauważyła małego ptaszka, który przyglądał się jej. Przywidzenia? Natychmiast odwróciła wzrok postanawiając patrzeć przed siebie, przynajmniej do momentu, w którym nie powrócą na główną drogę, gdzie ruch samochodów i widok ludzi przywróci jej spokój. 
- Hę? Co jest? - usłyszała swojego brata. Poczuła szarpnięcie, a chwilę później jakiś smród, który najwidoczniej miał swoje źródło pod maską samochodu. Liliana odpięła pasy i wysiadła na zewnątrz, niemalże od razu żałując swojej decyzji. Poczuła chłód na swojej twarzy, a ptak którego widziała kilkaset metrów wcześniej siedział sobie spokojnie na dachu. 
- Matt, możesz po kogoś zadzwonić? -zwróciła się do brata z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Mężczyzna uśmiechnął się widząc jej minę, ale natychmiast sam przeraził się nie na żarty, gdy zobaczył, że nie ma zasięgu. Ani jednej kreski, żadnej nadziei. 
Biorąc głęboki wdech podniósł maskę samochodu. Zdziwił się, kiedy zauważył, że nic się tam nie zepsuło, a smród zupełnie zniknął.
- Sprawdź, czy da radę odpalić - odezwał się do Liliany, która z uwagą przyglądała się jakiemuś punktowi, gdzieś daleko w lesie. Drgnęła na dźwięk jego głosu i wykonała jego polecenie. Z szybciej bijącym sercem przekręciła kluczyk w stacyjce, a silnik wydał odgłos, który przyniósł ulgę. Odpalił.
- Wynośmy się - powiedział Matt siadając na miejscu pasażera i patrząc jak ciemnowłosa drżącą ręką wrzuca pierwszy bieg i rusza przed siebie. Zapadła cisza, która była przerywana słowami piosenki, która akurat leciała w radiu. Oboje nie mogli dojść do tego, co się przed chwilą stało, więc siedzieli w milczeniu, aż do momentu, kiedy zorientowali się, że mimo, iż minęło trochę czasu odkąd opuścili tamto miejsce, znów się w nim znajdują.
- Ten żart mi się wcale nie podoba - mruknęła Liliana mocniej naciskając na pedał gazu. Przekroczyła dozwoloną prędkość, ale nie potrafiła opanować swojego strachu. Chciała się stąd po prostu wynieść. Czy prosiła o zbyt wiele?
Nagle Liliana gwałtownie zahamowała, widząc, że przed samochodem przebiega jakaś postać. Było już ciemno. Jedynym źródłem światła był ich samochód. 
Tym razem to Matt jako pierwszy opuścił pojazd i obszedł go dookoła. Liliana poszła za jego przykładem,  z tą różnicą, że zaczęła się rozglądać za ową postacią, przez którą hamowała awaryjnie. Na próżno, bo nie było po niej najmniejszego śladu. Zerknęła na wyświetlacz swojego telefonu i z przerażeniem stwierdziła, że jest już dziesiąta w nocy. Mogłaby dać sobie głowę uciąć, że droga do ich przyjaciół co najwyżej trwała godzinę, ale na pewno nie cztery. Schowała komórkę do kieszeni, a z jej gardła wydostał się krzyk. W świetle stała wysoka postać, po której posturze można było wnioskować, że jest mężczyzną. Miał na sobie płaszcz, a w dłoni trzymał łuk. Liliana cofnęła się w tył, ale zatrzymała się wystraszona czując, że za jej plecami również ktoś stoi. Nie myliła się.
Odwróciła się i stanęła oko w oko z jakąś kobietą, która miała szaleńczy wyraz twarzy. Zaczęła się zastanawiać, czy to nie jest zwariowany sen, ale kiedy poczuła piekący ból w prawej ręce zrozumiała, że jest to okrutna rzeczywistość. Złapała się za rękę, ale niemal od razu ją puściła czując, że spływa po niej jakaś ciepła ciecz. Jej źrenice momentalnie się rozszerzyły. Krew? Jej krew.
- Lilia! - usłyszała swojego brata, który biegł w jej kierunku. Kątem oka zdążyła zarejestrować szybki ruch mężczyzny stojącego w świetle i głuchy świst cięciwy. Matt stał przez chwilę patrząc z niemym pytaniem na twarzy, po czym zatoczył się do tyłu i upadł. Chciała do niego podejść, ale kobieta zagradzała jej drogę. Patrzyła się na nią z szyderczym uśmiechem na ustach, trzymając przed sobą sztylet, po którym spływała kropla krwi. Więc to tym musiała mnie zranić - pomyślała Liliana. 
- Nie zabijemy cię - Przez jej ciało przeszły dreszcze, gdy usłyszała przy uchu głos mężczyzny. Mierzył do niej z łuku. Tego samego, którym przed chwilą zranił jej brata.
Zamknęła oczy szykując się na cios.

~*~

Szybciej! Szybciej, szybciej, szybciej! Musiał się pospieszyć, bo będzie za późno. Dlaczego?

~*~

Nabrała powietrza. Było rześkie, rozdzierało swoim chłodem jej płuca. Czuła, że mężczyzna naciąga strzałę i patrzy na nią z kpiącym wyrazem twarzy.

~*~

Już widział. Tylko chwila, moment i będą na miejscu. 
- Wytrzymaj...

~*~

Słyszała świst. Przygotowała się, że za chwilę poczuje falę bólu, ale nic takiego się nie stało. Niepewnie otworzyła oczy, a pierwszym, co zarejestrowała był fakt, że ktoś przed nią stoi. Blond włosy sterczące na wszystkie strony były jej dziwnie znajome.
- Ha... Haru? - zapytała widząc, że ten odwraca twarz w jej stronę. Malowała się na niej troska i ... przeprosiny?
- Spóźniłem się - powiedział do dziewczyny, a ona zauważyła, że chłopak trzyma w dłoni strzałę, która miała zapewne w nią ugodzić. Ale jak?
- Poczekaj tutaj chwilkę - W tym samym momencie, kiedy to mówił zniknął z jej oczu, by po chwili pojawić się za plecami kobiety, która wciąż trzymała sztylet wymierzony w Lilianę. Jednym uderzeniem w kark posłał ją na ziemię, gdzie jeszcze przez chwilę spoglądała na całą sytuację wielkimi oczami.
Liliana, która podczas tego wszystkiego stała w miejscu zorientowała się, że jej brat wciąż leży na drodze, tuż obok samochodu. Nie zwracając uwagi na wcześniejszą prośbę Haru, podbiegła do niego i uklękła kładąc jego głowę na swoich kolanach. W jego brzuchu wciąż znajdowała się strzała, którą postanowiła wyciągnąć. Wiedziała, że nie będzie to przyjemne uczucie, ale musiała. Kiedy usunęła niepożądany obiekt rozdarła koszulę brata, aby zrobić z niej prowizoryczny opatrunek. Na szczęście potrafiła jeszcze w miarę trzeźwo myśleć, jednak nie zauważyła, że tamten mężczyzna znów mierzy w nią ze swojego łuku.

~*~

Haru nie miał innego wyjścia jak tylko zająć się dwójką napastników, którzy zaatakowali Lilianę i jej brata, który niechcący również został w to wszystko zamieszany. Jednak tym razem nie pozwoli, by ona znów znikła z jego życia, bo obiecał sobie, że następnym razem ją obroni, bez względu na to, jak wysokie będą tego koszty. Właśnie o tym myślał, gdy pojawił się przed nią i złapał w swoją dłoń strzałę, której celem była Liliana. Złapał i obrócił w popiół płomieniem, który pojawił się w jego dłoni. Dziewczyna tego nie zauważyła.
Tym samym kierował się, kiedy pozbawiał przytomności kobietę trzymającą sztylet, bowiem to ona zrobiła tę ranę na ręce Liliany. Nie potrafił wybaczyć takich rzeczy, gdy dawna przyjaciółka otrzymywała obrażenia na jego oczach. 
- Poczekaj tutaj chwilkę - powiedział to Lilianie, aby nigdzie się nie ruszała, ponieważ nie chciał narażać jej na niebezpieczeństwo. Już wystarczającym było to, że ta dwójka była w stanie ją namierzyć, choć miał nadzieję, że zdąży do tego czasu nakłonić dziewczynę do powrotu.
Nim zdała sobie sprawę, co się dzieje on już biegł do mężczyzny. Teraz to on stanowił zagrożenie, choć był pewien, że poradzi sobie z nim tak łatwo jak z tamtą kobietą. 
Przeliczył się.
Tamten z łatwością wykonał unik jednocześnie do niego celując. Tym razem został zaskoczony na tyle, że strzała drasnęła go w policzek. Rana nie była głęboka, ale już sam fakt, że zaistniała irytował i przede wszystkim zastanawiał. 
Haru musiał stwierdzić, że trzeba zacząć traktować przeciwnika poważnie. Wyciągnął przed siebie prawą rękę przymykając oczy, a jego osobę otoczyła czerwona poświata. Nagle przed nim zaczął się materializować jakiś, długi, prosty kształt. Okazało się, że jest to kostur. Złapał go oburącz o uderzył w mężczyznę, który z łatwością uniknął tego prostego ataku. Jednak blondyn nie miał zamiaru się poddać, więc znów używając swojej szybkości jako karty atutowej stanął za plecami wroga, po czym uderzył. Znów pudło, czego skutkiem była irytacja Haru i radość przeciwnika, który korzystając z chwili konsternacji młodego mężczyzny znów za cel obrał sobie Lilianę. Haru usłyszał świst, który rozdarł swym dźwiękiem ciszę, zmierzając prosto do celu.
Jeden szczegół...

~*~

Liliana czuła, że jej serce zamierza się zatrzymać. Wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie. Lecąca strzała, krzyczący coś Haru, mina tamtego mężczyzny i jej brat. Matt leżący w kałuży krwi. Matt nie dający żadnych znaków życia. Coś w niej pękło i zaczęła po prostu płakać. Czemu to się przytrafiło właśnie jej? Czemu właśnie teraz? I dlaczego nie mogła nic zrobić? Gdyby mogła uleczyłaby Matt'a. Pomogłaby Haru, aby nie walczył sam. Pokazałaby, że nie jest słaba i bezsilna.
Strzała była coraz bliżej, a ona spojrzała na nią zamglonym spojrzeniem. Haru domyślił się, co zaraz będzie miało miejsce, dzięki czemu jego usta nieznacznie wykrzywiły się w uśmiechu.
Lilianę otoczyło błękitne światło. Wokół niej powietrze zrobiło się gęstsze i cięższe. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie jej dłoń została otoczona przez... wodę? To zdecydowanie była woda, a Liliana jakby w jakimś transie dobrze wiedziała, co musi teraz zrobić. Ostrożnie i delikatnie położyła swoją dłoń na brzuchu Matt'a, którego również otoczyła niebieska poświata. Dziewczyna skupiła się maksymalnie a okropna rana po strzale zupełnie zniknęła nie zostawiając po sobie nawet blizny. Światło jeszcze przez chwilę się utrzymywało, ale tylko po to, żeby zatrzymać strzałę i stworzyć z niej piękny, lśniący pył, który za pomocą wiatru rozniósł się na wszystkie zakątki lasu. 
Liliana spojrzała na swojego brata, który przez chwilę wciąż się nie ruszał, jednak po chwili zmarszczył lekko brwi, a jego klatka piersiowa znów zaczęła się unosić, co mogło oznaczać tylko jedno: żył. Mimo, że nie otwierał oczu jego siostra siedziała uśmiechnięta patrząc na jego spokojną twarz. Rana na jej ręce też znikła bez śladu.
Haru widząc to wszystko nie przestawał się uśmiechać. Uderzył swojego przeciwnika, który będąc w stanie szoku nie potrafił sparować tego ataku. Osunął się na ziemię, a blondyn podszedł do wciąż klęczącej Liliany, która nie odezwała się ani słowem.
- Teraz mi wierzysz? - zapytał. Nie odpowiedziała, tylko wstała i poprosiła, aby pomógł jej umieścić Matt'a w samochodzie. Kiedy już to uczynili, ciemnowłosa spojrzała na niego takim wzrokiem, że chłopak od razu się domyślił, co chce powiedzieć.
- Nic mu nie grozi - powiedział szybko, po czym uśmiechnął się pokrzepiająco. Złapał Lilianę za rękę i nim ta zdążyła zaprotestować oboje znikli.

***

No to kolejny rozdział już jest ^^ 
Przepraszam za wszelkie błędy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy